Kuchnia i żeglowanie

Gotowanie w warunkach komfortowych w domu (kuchnia gazowa lub elektryczna z piekarnikiem, stały dopływ paliwa itd.) to czysta przyjemność. Jednak nie zawsze jest tak pięknie... przynajmniej wśród żeglarzy. Ci często mają wybór: szybko i oszczędnie (pod względem ilości garnków,czasochłonności, ilości produktów) lub wcale. A szybko i oszczędnie czasem (często) znaczy: zupka chińska lub kanapki. Jak do tego dorzucimy fakt, że nie każdy żeglarz umie/lubi gotować...

Mamy to szczęście, że oboje od wielu lat żeglujemy. Od czasu do czasu organizujemy też rejsy (więcej o naszej pasji żeglarskiej TUTAJ - strona projektu, który właśnie uruchamiamy). Przemek "robi" za kapitana, kuka i kanakę - czyli -prowadzi jacht, gotuje, i jak trzeba - ogarnie wszystko, co akurat przyniesie los na wodzie.

Niemniej jednak rejsy w ogromnej większości (poza specyficznymi, np. samotnymi wyprawami, gdzie króluje żarcie liofilizowane) dają możliwość sporządzenia szybko i oszczędnie smacznego, pełnego posiłku. Oczywiście dużo zależy od tego, co mamy pod ręką lub uda nam się kupić (a więc i od regionu, w którym żeglujemy). Jachty turystyczne są też wyposażone w podstawowy sprzęt do przyrządzania posiłków. A dalej wszystko zależy tylko od umiejętności kuka (kucharza).

Dla tych, którzy chcą spróbować swoich sił w gotowaniu "jachtowym" dorzucamy na blogu kategorię "Na rejs", a poniżej prezentuję "niezbędnik" kuka (te rzeczy warto zabrać ze sobą lub dowiedzieć się o nie przed wypłynięciem).

Niezbędnik kuka
Primo - o smaku potraw najczęściej decydują przyprawy (zaraz po umiejętnościach i fantazji kucharza), więc zestaw przypraw:

  • sól
  • pieprz czarny, ew. kolorowy
  • papryka sypka słodka i ostra
  • bazylia, zioła prowansalskie, tymianek, estragon
  • imbir
  • curry
  • czosnek (najlepszy żywy, ale może być granulowany)
  • mięta
  • ocet jabłkowy/winny/balsamiczny
  • olej/oliwa
lub inny zestaw w zależności od gustu i tego, co macie zamiar przygotować. Najlepiej w paczuszkach papierowych (w reklamówce lub szczelnym pojemniku) lub woreczkach foliowych. Odpadają fikuśne młynki, słoiczki itd. (ze względu na masę). Wyjątkiem oczywiście są ocet i olej.
Zawsze przyda się cytryna (do herbaty, ale też do ryb), inne świeże owoce, warzywa - tu w zależności od regionu i sezonu. Jeśli nie mamy świeżych warzyw, puszki (słoiki nie, bo się tłuką) mogą częściowo je zastąpić (groszek, ogórki konserwowe, pomidory, fasolka, inne).

Secundo - przy planowaniu trasy rejsu zawsze zaplanuj co i jak będziecie jeść - jeśli decydujecie się na chińskie zupki, albo jedzenie w restauracjach - nie ma sensu w ogóle planować wyżywienia. Ale jeśli gotujecie sami...
  • Sprawdź lokalne zwyczaje kulinarne, dostępne półprodukty ( o drób łatwo niemal wszędzie, to samo z rybami - zostaje kwestia ceny, ale np. wieprzowina nie będzie wszędzie dostępna, gdzieniegdzie najłatwiej dostępnym mięsem będzie baranina; to samo dotyczy owoców i warzyw. Sprawdź co będziesz miał pod ręką w czasie rejsu.
  • Plany rób w oparciu o dania główne i tylko w odniesieniu do głównego składnika - np. poniedziałek - drób, wtorek - mięso czerwone, środa - ryby. Jak je przyrządzić - zdecydujesz na miejscu, jak będziesz miał resztę składników.
  • Staraj się gotować tzw dania jednogarnkowe, maks w dwóch naczyniach (dwa garnki lub garnek i patelnia) - to nie rodzinna nasiadówka - nie będzie wielu chętnych do zmywania ;-). Osobiście sugeruję też posiłki jednodaniowe (znów oszczędność czasu, wody do zmywania, itd.)
  • Nawet jeśli kilka dni pod rząd kuk "daje to samo", np. drób - w miarę możliwości zmieniaj smaki - np. jednego dnia na ostro, drugiego na słodko.
  • Nie wygłupiaj się z "tradycyjnymi potrawami" (no, chyba, że robicie Wigilię na jachcie) - większość jest czasochłonna.
  • Ufaj swojemu smakowi i węchowi - robienie dań "płaskich", bez smaku na pewno nie spowoduje, że "wszystkim będą smakować". A jeśli będą wyraziste - przynajmniej część załogi będzie zadowolona.
Tertio - sprawy techniczne i ... awaryjne. Jacht się kołysze, kambuz nie jest przestronny, a i sztorm może się zdarzyć. Więc trochę swoistego BHP:
  • "Wspólne przygotowanie" posiłku to fajna sprawa w porcie - w trasie jednak im mniej osób w kambuzie tym bezpieczniej - mniejszy tłok, większa swoboda, czyli też szybciej...
  • Kuchenka na kardanie MA SIĘ kołysać. nie blokujemy, nie przytrzymujemy - niby to nienaturalne, ale... działa
  • Im mniej rzeczy luzem, tym mniej musisz łapać podczas przechyłów. Dotyczy to też blokad wszelkich szafek, szuflad, jaskółek, itd. Staraj się nie "ogarniać na raz" całego posiłku - rób wszystko po kolei, nawet jak idzie trochę wolniej.
  • W razie kiepskiej pogody miej zapas "żelaznych racji" - czekolada, termos z herbatą, bakalie (np suszone morele, daktyle, figi) - może być, że nie uda ci się przygotować "pełnoprawnego posiłku", a załoga (nawet jak choruje) jeść musi.
Tyle w dużym skrócie. Wystraszyliście się? Nie ma czego... Od kilku lat gotuję i na lądzie, i na jeziorach, i na morzu. Uwierzcie mi, że na wodzie zawsze smakuje lepiej.

P.S. Alkohol - nie wspominałem o nim dotychczas, bo to osobista sprawa każdego żeglarza. Mój pogląd: alkohol jest dla ludzi, o ile potrafią się z nim obchodzić. A więc - prowadzący jacht trzeźwy, załoga na pokładzie trzeźwa. Najlepiej napić się w porcie, gdy stoimy bezpiecznie przy kei. Jeśli już - JEDEN kieliszek wina lub czegoś mocniejszego (broń Boże piwa!!!) PO ZEJŚCIU pod pokład z wachty (pod warunkiem, że zaraz nie wracamy na pokład).